Tatuaże od wielu artystów czy przywiązanie do jednego
Są trzy drogi w doborze artystów i wzorów tatuaży – nie robić, robić u jednego artysty lub kolekcjonować prace wielu. Każda z nich jest tak samo dobra. Każda z nich ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne.
Z tego artykułu dowiesz się:
- Jak wybrać dobrego tatuatora
- Czy tatuator dokończy cudzą pracę
- Jak łączyć różne kompozycje
Wybór odpowiedniego tatuatora jest najważniejszy. To daje pewność, że nasz pomysł zostanie odpowiednio skomponowany i wykonany lub odradzony. Dobry tatuator nie obawia się krytycznego podejścia do pomysłu na tatuaż. Bo jednym z jego zadań jest doradzenie swojemu klientowi odpowiedniej drogi.
Oddaję się tylko jednej… ręce
Jeśli powierzamy skórę jednemu artyście to oddajemy mu siebie jako płótno w całości. Z czasem regularne wizyty wytwarzają specyficzną więź. Pozwalają zrozumieć motywy doboru tatuażu, kierunki pomysłów, tolerancję na ból i wytrzymałość. Rozumieją to ci, którzy długo trzymają się igły jednego autora. Wtedy – pomimo ogólnej spójności stylu we wzorach – widać swoisty rozwój idei tatuażu, która bierze się właśnie z tej więzi – dokładniejszego zrozumienia potrzeb osoby tatuowanej.
Doświadczony tatuator podchodzi do każdego pomysłu z dystansem. Nie powinien go zarówno negować jak i fiksować się na nim. Ten bufor bezpieczeństwa pozwala na lepszą ocenę pomysłu, dokładną jego analizę. Jednak ta początkowa nieufność wynikająca z nieznajomości prawdziwych motywów i celu osoby tatuowanej w pewien sposób ogranicza tatuatora – sprawia, że jest on początkowo zachowawczy. Szczególnie w przypadku deklaracji o chęci stworzenia wielkich kompozycji u kogoś, kto właśnie zapisał się na pierwszy tatuaż.
Największym problemem, gdy wybieramy jednego artystę, jest czas. Wtedy nasze prace powstają dużo dłużej, ponieważ artyści niechętnie zaczynają nową pracę, gdy poprzednia nie jest jeszcze skończona. A ta przecież musi się najpierw wygoić. No i kwestia zapisów – w końcu nie jesteśmy jedynym klientem.
Jednak niewątpliwym atutem przywiązania do jednego tatuatora jest spójność wykonania, pomysłu i zrozumienia. Poznajemy też nie tylko styl kreski, ale i styl pracy – punktualność, przywiązanie lub frywolność interpretacji pomysłu, sposób tatuowania oraz… przewidywalny poziom bólu.
Kolekcja czy zbieractwo
Jeśli jednak wolimy kolekcjonować prace różnych artystów to także mamy dwie drogi. Jedną z nich jest trzymanie się tego samego stylu. Wtedy tylko wprawne oko oddzieli poszczególne dzieła spośród miriad poszczególnych elementów kompozycji. Trzeba wtedy patrzeć na detale – każdy tatuator ma swój charakterystyczny sznyt. U jednego będzie to ulubiony motyw tła, u innego dobór barwników. Dlatego osoby, które pod igłą spędziły dłuższy czas raczej bez trudu poznają kto robił dany tatuaż.
Z kolei chęć zbierania różnych prac w różnych stylach – czyli droga numer dwa – daje nam ogromne pole do popisu w wyborze miejsc, wielkości, częstotliwości sesji. Jednak sprawia, że każdy stempel lub większa kompozycja będzie zlepkiem różnorodnych kresek. Nie każdemu to może odpowiadać, gdy na tej samej ręce obok neotradycyjnego wzoru pojawia się drobny fineline lub black out. Ale czy kiedykolwiek tatuaże nie były kwestią gustu? To może nie podobać się jedynie kompozycyjnym purystom. Choć w przypadku wyboru wielu artystów trudno mówić o spójnej konstrukcji. Ta może się pojawić tylko wtedy, gdy powierzamy swoją skórę dwóm – trzem artystom, którzy dzielą się i współpracują dla wytworzenia jednej pracy, ale złożonej z różnych elementów.
Na pewno dużą zaletą kolekcjonowania tatuaży od wielu artystów – bez względu na ich styl – jest czas. Nowy wzór możemy przyjąć następnego lub nawet tego samego dnia albo nawet jednocześnie. Jednak o zachowanie spójności kompozycyjnej tym trudniej, im większa ilość artystów dostaje nas pod swoją igłę.
O panie, a kto to panu tak…
Co z tatuażami, które trzeba dokończyć? Nie ma nic gorszego niż kończenie pracy po kimś kto ją zbabrał. Czego by ona nie dotyczyła. Szczególnie, jeśli kolejna interwencja daje coraz mniejsze pole do popisu. Zasada jest prosta – jeśli pierwszy artysta dał ciała to drugiego dobierz rozważniej. Ucz się na błędach i to najlepiej cudzych.
Niedokończone prace istnieją z wielu przyczyn: tatuator lub pomysł był kiepski, studio jest zbyt daleko, przestał pracować, nie było chemii i współpraca przebiegała niepomyślnie.
Nowy tatuator powinien przede wszystkim wiedzieć, że będzie pracował na cudzej pracy. Nie mówimy tu o coverach lub odświeżeniu, a faktycznie o dokończeniu cudzej pracy. Bo cover to wiecie – pojęczy, pojęczy, pośmieje się z kunsztu poprzednika lub pomysłu i zrobi coś nowego. Odświeżenie też wiadomo – poprawienie barw, konturów, cieniowania. Taki lifting. Ale kończenie cudzej pracy? To trochę jak kolorowanki dla dzieci – ktoś już zrobił kontury, nam pozostaje wypełnienie pozostałych elementów. Gdzie zatem zabawa? Dlatego tatuator będzie chciał jednak dodać elementy coveru. Zawsze. Nawet, gdy twierdzi, że nie zrobi tego… to i tak zrobi. Czy to coś złego? Nie, bo dzięki temu pokazuje w szerszej skali, że to jego praca. Plus, gdy już zaczniemy się chwalić nowym tatuażem to przecież będziemy mówili kto skończył, a nie kto zaczął. A to jednak nie do końca może być dobrą reklamą dla tatuatora, który cieszy się estymą w branży.
Podsumowanie
Możemy się trzymać kurczowo jednej ręki i zmieniać tylko igły przez co nasz kolorowy garniturek będzie powstawał dłużej. Możemy kolekcjonować kilku ulubionych artystów łącząc podobieństwo stylu z szybkością powstawania nowych projektów. Możemy zbierać stemple jak znaczki i szczycić się poznaniem kolejnej sławy ze świata tatuażu. Możemy wcale ich nie robić.
Bo wiecie, dlaczego możemy? Bo możemy.