Przejdź do głównej treści

Ma boleć? Czyli tatuaże i tolerancja na ból

Ma boleć? Czyli tatuaże i tolerancja na ból

Ma boleć! To najczęściej słyszymy w odpowiedzi na pytanie, czy tatuowanie musi być bolesne. Mówimy tak, bo chcemy pokazać jak bardzo jesteśmy twardzi? A może podkreślamy, że tatuaż tak naprawdę nie jest dla każdego? Czy może chodzi o sygnał ostrzegawczy, jaki wysyła nam ciało?

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Co wpływa na tolerancję naszego ciała na ból? 
  • Czy sesje tatuażu zawsze są bolesne? 
  • Jak sprawić, by tatuowanie mniej bolało? 
  • Kiedy spada nasza odporność na tatuowanie?

Czy tatuaże bolą? Niektóre nawet przez całe życie…

Tatuowanie jest doświadczane i postrzegane przez nas indywidualnie. Kiedyś tolerancję na ból łączono z genetyką, ale coraz częściej mówi się o prostych zasadach i ćwiczeniach, jakie pomagają w zwiększeniu naszej wytrzymałości.

Na podstawie wielu indywidualnych ocen i doświadczeń stworzono mapę bolesnych miejsc, które lepiej lub gorzej znoszą tatuowanie. Za najbardziej niekomfortowe miejsca uchodzą okolice nosa i twarz, krtań aż do szczytu mostka, środek klatki piersiowej i przestrzeń pod piersiami, sutki, zgięcia łokci i nadgarstki, kręgosłup, miejsca intymne, pachwiny, kolana, piszczele oraz stopy. Z dużym poziomem bólu możemy spotkać się w czasie sesji naszej głowy, karku, pleców, obojczyków, piersi, brzucha i żeber, dłoni, krzyża, pośladków, zgięć kolan, pięt. Za najmniej bolesne uchodzą ramiona i przedramiona, zewnętrzne strony ud i boczne łydek. Mówi się też, że każdy z nas ma większy poziom tolerancji bólowej po lewej lub prawej stronie ciała. Chociaż są też osoby, które twierdzą, że najbardziej bolesne miejsca tak naprawdę łaskoczą, ale jednocześnie płaczą z bólu w tych uchodzących za wytrzymałe – nie ma reguły.

Możemy jednak założyć, że najmniej komfortowe miejsca to te na łączeniach mięśni i ścięgien, bardzo ruchliwe i pokryte niewielką warstwą tkanki tłuszczowej oraz cieńszą skórą, a także z większą ilością zakończeń nerwowych.

Im dalej tym boleśniej

Pierwsza sesja rzadko boli. Jesteśmy pod wpływem adrenaliny, a endorfiny utrzymują się na wysokim poziomie. Towarzyszące nam emocje łamania tabu, przekraczania granicy są na tyle pasjonujące, że rzadko pamiętamy o towarzyszącym nam poczuciu dyskomfortu. Zapominamy też o naszych potrzebach fizjologicznych – nie pijemy wody i nie odczuwamy głodu.

Tatuatorzy odradzają przyjmowanie pierwszego tatuażu, gdy jesteśmy pod wpływem alkoholu lub środków odurzających albo przeciwbólowych. Wynika to trochę z tego „zasłużenia” na tatuaż, ale przede wszystkim ocenie faktycznej reakcji ciała na długotrwały ból i krwawienie. W przypadku koniecznego udzielenia pomocy medycznej łatwiej to zrobić, gdy ciało i umysł są trzeźwe.

Poza miejscami, które ogólnie postrzegane są jako te mniej lub bardziej bolesne, liczy się ilość odbytych sesji oraz ich częstotliwość. Jeśli robimy je częściej niż co trzy tygodnie, ciało może nie mieć wytchnienia. Mordercze tempo to jeden ze sposobów uniknięcia lub odwleczenia momentu przekroczenia bariery tolerancji na ból.

Osoby po dwudziestej – trzydziestej całodziennej sesji zgodnie twierdzą, że mają dosyć tatuowania już po godzinie, maksymalnie dwóch. Ich skóra jest już tak wymęczona, że aby uniknąć stosowania wspomagaczy muszą przypomnieć sobie o najważniejszej i pozornie trudnej umiejętności…

Umysł ponad ciałem

Jeśli oglądaliście jakikolwiek film o jednostkach specjalnych to zawsze w którymś momencie pada to stwierdzenie. Od nastawienia naszej głowy zależy bardzo wiele w kwestii bólu. Tak jak wyłącza się jego odczuwanie w momentach skrajnie stresujących, tak da się go wyłączyć lub zmniejszyć w czasie robienia tatuażu. 

Możecie powtarzać jak magiczną formułę, że zostało jeszcze tylko pół godzinki, jeszcze cztery kreski, jeszcze tylko cienie. Możecie wspominać pierogi babci albo stać się kwiatem lotosu na tafli niewzburzonego jeziora. Generalnie chodzi o to, aby skuteczną mantrą przekonać swój umysł do tego, że jest ponad fizycznym postrzeganiem i wytrzyma to, co serwujemy skórze. 

Metodą na ból jest relaks i wypoczęcie. Długi, odprężający sen poprzedzający sesję bardzo ułatwia zniesienie tatuowania. Spokój i optymizm to kolejna z recept na spadek tolerancji bólowej. Inną jest rozsądny pesymizm nieuchronnego wykonania zadania, które trzeba zrobić, mimo że nasz organizm błaga o litość. 

Spadek wytrzymałości nastąpi – to pewne. Najpierw będzie to gorszy dzień, słabe miejsce, kiepska pogoda. To pierwsze symptomy, jakie przekazuje nam ciało, że już ma dość i je krzywdzimy zadawanym bólem. Nie cieszy nas i nie emocjonuje przekroczenie drzwi studia, a na widok fotela czujemy napięcie większe niż te u dentysty. Te uczucia da się przezwyciężyć stabilnością umysłu, który powinien górować nad ciałem.

Czy to źle, że boli?

Dobrze, że boli. Nie dlatego, że masochistycznie pragniemy czuć cierpienie. I choć to częsta odpowiedź na powody robienia tatuaży to odczuwanie bólu jest bardzo ważne. Wysoka tolerancja bólowa może oznaczać, że przeoczymy lub zignorujemy niebezpieczne symptomy, jakie przekazuje nam ciało. A to nie wróży nic dobrego, bo może skończyć się omdleniem, zapaścią, szokiem. Dlatego pamiętajcie, że nie ma nic złego w bólu lub krótkiej sesji. Liczy się cel, jaki chcemy osiągnąć, a jest nim ładny wzór. Lepiej przerwać tatuowanie i umówić się na kolejną wizytę niż wykonywać ją pośpiesznie. Bo wtedy nieudany tatuaż będzie nas faktycznie bolał przez całe życie.

Podsumowanie

Idealną sytuacją byłoby stworzenie technologicznego rozwiązania, jakie oferuje bezbolesne tatuowanie. Kładziesz się na godzinkę i całe plecy gotowe. Tylko czy wtedy faktycznie tatuaż jest zasłużony? To w końcu ozdoba, która świadczy o naszej kreatywności, zuchwałości, odwadze i wytrzymałości, a nie coś powszechnego jak bułka z serem na śniadanie. Tak twierdzą puryści. A może tylko chodzi o modę? To sprawdzimy w kolejnym artykule.